Skunksy i kuguarzyce…

Późnym wieczorem, kilka dnia temu, wioząc matkę do pracy, poczuliśmy w pewnej chwili w naszym samochodzie specyficzny zapach… Bez wątpienia nie był to zapach bąka, pszczoły ani osy… Nie były to rozkładające się zwłoki, ani smród murzyńskiej chaty. Był to przejechany gdzieś przez kogoś, o wiele wiele wcześniej SKUNKS!
Jedno wciągnięcie gramocząsteczki tego zapachu w nozdrza i delikatne na takie przeżycia osoby naprawdę mogą zwymiotować. Skunks musiał być przejechany dawno temu, i leżeć kilka metrów od drogi, bo jego zapach z auta ulotnił się po zaledwie kilku minutach. Albo po prostu się do niego przyzwyczailiście. Nie wyobrażam sobie przejechania go osobiście, albo najechania na jego zwłoki, bo wówczas pewnie trzeba po prostu… zmienić auto.

– Macie w Polsce skunksy? – zapytała matka.
– Póki co nie, ale na wiosnę ma przybyć coś około 7tys. – odpowiedziałem zrozpaczony, że wkrótce i WY w POlsce będziecie narażeni na ten smell.
– Na tej trasie (ok. 40km) naliczyłam kiedyś cztery rozjechane skunksy! – odpowiedziała matka i chwilę później mieliśmy już zapach drugiego skunksiego trupa w samochodzie. A przed nami jeszcze ok 30km trasy… Jak te skunksy będą padać tak często, jak bramki Bayernu Monachium vs VfL, to nos mi wykręci o 180stopni!

Zanim dojechaliśmy do domu, nasze auto przez wszystkie swoje filtry wciągnęło w sumie 5 skunksów, dając nam ostrooo poczuć każdego z nich. Nie miałem pojęcia, że gdy pojawi się 1szy symptom wjechania w chmurę skunksowego pochodzenia, trzeba zamknąć ryj i nic nie mówić. Oddychać nosem, zamknąć oczy i jechać na czuja;) Jak Stevie Wonder. Albo jak maszrumska ninja. Jednak, że ze mnie gaduła jest straszna, to gdy dotarliśmy do domu, po sztachnięciu się pięcioma skunksami, moje gardło było tak podrażnione, jakbym się napił kwasu solnego w odpowiednio niskim stężeniu.

Wczoraj, wracając do domu późnym wieczorem i wynosząc z auta kilka partii różnego typu zakupów, układając je przed wejściem do mieszkania i wracając po kolejne szopy do auta, nagle zobaczyłem, że na chodniku pojawił się taki mały, śliczny Kotek. Czarny z białym ogonkiem… Podszedłem bliżej i zamarłem. To był skunks we własnej, żywej, uzbrojonej postaci. Zareagowałem na niego tak, jakby to był członek ISIS, który przeczytał na moim blogu czy na forach dyskusyjnych wiele niepochlebnych opinii o swoim gangu i przeszedł mnie nawracać. Stało przede mną małe zwierzątko, a ja zastanawiałem się, czy jak zaraz na mnie psiknie, to czym obciąć sobie nogę, rękę, czy głowę – w zależności, gdzie na mnie psiknie? Skoro nie do zniesienia jest smród rozjechanego kilka dni wcześniej skunksa (po tygodniu i kilku deszczach, dalej czuć jest to, gdzie jego kilkudniowe zwłoki leżą), to jak musi capić on taki fresh prosto z odbytu?;) Popatrzyliśmy na siebie, powąchaliśmy się prawie nawzajem, i poszedł zwierzak swoją własną drogą.

Teraz wiem jedno! Gdy skunks „da z dupy” w Waszym kierunku, to od razu idźcie do najbliższej świątyni pewnego pokojowego wyznania i niech jakiś ich duchowny obetnie Wam głowę. Myślę, że tego się nie da inaczej przeżyć. Nie można wejść tak zaatakowanym do domu, bo dom już do końca świata będzie Wam przypominał ten niemiły skunksi incydent. Do nikogo nie można też podejść, bo dostaniecie od tego kogoś prosto w twarz.. pawiem. Szukacie najbliższego szlaucha z wodą, i płuczecie, płuczecie.. dzień,.. drugi dzień… podobno pomaga mycie się sokiem pomidorowym… Jednak najszybciej będzie pojechać do Syrii i dać się zdekapitować. Tylko jaki bojownik ISIS odważy się do Was podejść?;)

A zatem, teraz już i Wy wiecie, że skunksów się nie rozjeżdża! Musimy znaleźć na nich inny sposób…

Od skunksów wolę kuguarzyce …
Wracając w sobotni wieczór, późnym wieczorem (ale ze mnie nocny Marek, co?;) z 4litrową butelką Carlo Rossi u boku, zatrzymałem się na czerwonym świetle. Tuż obok stanęło jakieś auto, a w nim… kuguarzyca. Taka rycząca 40-stka, może nawet 50-tka, wystylizowana na 30stkę. Wyczesane do góry krótkie blond włoski, nienachalnie żuta guma śnieżnobiałymi ząbkami. Spojrzała w lewą stronę, gdzie na sąsiednim pasie ruchu stał swoim autem (autem matki, ale to tu nieistotne;) autor tego bloga. Autor podniósł delikatnie prawy kącik ust w geście delikatnego uśmiechu. Podobno robię przy tym jakąś specyficzną minę i tak mimicznie, hipnotycznie ruszam brwiami.

Kuguarzyca na to uśmiechnęła się tak szeroko i zachęcająco, że… Hohoh…

W Polsce tego typu babki, na widok kogoś takiego jak ja (kto mnie zna, ten straszy moimi zdjęciami swoje dzieci, a kto mnie nie zna, temu powiem, że wyglądam jak Shrek na którym dr Mengele trenował nowatorskie operacje plastyczne). I do kogoś takiego, ta pewna siebie, wypasiona, wyczesana, ustawiono społecznie i finansowo kuguarzyca uśmiechnęła się z takim zachętem, że… Że gdy dostała sygnał zwrotny ode mnie, a sygnał ulicznych świateł zmienił się na zielony, ona ruszyła, zjechała w pierwszą w prawo, na parking zamkniętej o tej porze galerii handlowej, co pewnie miało znaczyć, bym podążał za nią… Ja jednak wolałem pojechać do domu i oddać się gejowskiej miłości z Carlo Rossim;)

To jednak stało się kolejnym dowodem na to, jak inny jest to kraj. Tego typu babki w PL… na tego typu Shreków mogą co najwyżej… wypluć wulgarnie żutą gumę. Nie spojrzeć nawet. Ocenić po samochodzie na -10, a po „urodzie” na -100;) Przecież stać ją na każdego, tysiące męskich dziwek jest na wyciągnięcie jej ręki (tzn. portfela). Jadą na wakacje, i mają każdego arabskiego czy latynoskiego kochanka, jakiego zechcą. A tu, taki SS (słowiański Shrek) ma taaakie branie;)
Ach, moja „Finanse”, nawet nie wiesz, jakie masz szczęście mając takiego kuguara 😉

https://youtu.be/2FvGwXQuz4c?t=57s
1. Pies nie mówi. Pies wykonuje gesty. Machanie ogonem to przyjaźń, a waleniem łbem w ziemię, to prośba, by obciąć mu pysk;)

Dodaj komentarz